Pewnym truizmem jest stwierdzenie, że szeroko rozumiane mniejszości stale występują w każdym społeczeństwie. Mimo względnej jednolitości i zunifikowania, w Polsce ich obecność jest również mocno zakorzeniona. Wedle Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym z dnia 6 stycznia 2005 r. za mniejszości narodowe w naszym państwie uznaje się mniejszość: białoruską, czeską, litewską, niemiecką, ormiańską, rosyjską, słowacką, ukraińską, żydowską. W świetle powyższej ustawy mniejszościami etnicznymi są z kolei: Karaimi, Łemkowie, Romowie, Tatarzy.
               Pomimo faktu przynależności mniejszości do wspólnoty, w debacie publicznej stale można dostrzec przypadki dyskryminowania opisywanych grup, które często stają się obiektem stosowania mowy nienawiści bądź innych form agresji. Głównym zarzutem stawianym przez środowiska mniejszościowe pod adresem większości jest m.in. nierówne traktowanie, a także bagatelizowanie ich problemów. Podłożem tego zjawiska mogą być braki w edukacji społeczeństwa, utrwalanie oraz powielanie mylnych i krzywdzących stereotypów, ignorancja odmiennej kultury czy brak empatii.
             Warto zwrócić uwagę, że dyskusję o mniejszościach często utrudnia fakt nierzetelnego podejścia debatujących do tematu, czy nieopieranie się na wiedzy ekspertów w określonej dziedzinie. Co więcej, dysputa na temat wielokulturowości, często staje się elementem kreowania narracji politycznej, która zamiast przyczyniać się do budowania społecznego konsensusu, jeszcze bardziej polaryzuje i dzieli.
      Współcześnie obserwowane tendencje i zwrot ku nurtom nacjonalistycznym oraz szowinistycznym, sprawiają, że wizja Polski jako kraju otwartego i wielokulturowego staje się jeszcze bardziej odległa. Zdaniem niektórych, remedium na tę sytuację ma stanowić wdrażanie w debatę publiczną reguł tzw. poprawności politycznej. Podejście to jednak wzbudza kontrowersje i obawy dotyczące próby ograniczania zakresu dyskursu.
      Agresja Rosji na Ukrainę i wywołana w jej skutek fala migracji sprawiły, że dotychczas wielokrotnie marginalizowany temat mniejszości, stał się kluczowym elementem polskiej racji stanu. Wedle danych Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań, który został przeprowadzony na terenie Polski w okresie od 1 kwietnia do 30 września 2021 r., przynależność do mniejszości ukraińskiej zadeklarowało 176,2 tysięcy obywateli. Powołując się na statystyki Straży Granicznej, od 24 lutego granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 4,38 mln uchodźców z Ukrainy.
      Obserwowana sytuacja stanowi wyzwanie nie tylko dla polskich władz, samorządów lokalnych, ale przede wszystkim dla obywateli, którzy wbrew częstym postawom ksenofobicznym, zaangażowali się w pomoc tym, których reżim Putina zmusił do migracji. Ten stan rzeczy każe nam się jednak zastanowić czy pomoc udzielana uchodźcom stanie się przyczynkiem do zmiany postaw społecznych w kwestii akceptowania mniejszości narodowych.

Komentarz:
     Dla nakreślenia szerszego, historycznego tła powyższej analizy warto przypomnieć, iż wielonarodowość należy do wielowiekowych, polskich tradycji politycznych. Przez ponad dwieście lat przedrozbiorowej historii, Polska funkcjonowała na mapie Europy jako Rzeczpospolita Obojga Narodów, w której oprócz Polaków najbardziej znaczącymi grupami etnicznymi byli Litwini i Rusini, czyli – w pewnym uproszczeniu – przodkowie dzisiejszych Ukraińców. Ponadto znaczny odsetek mieszkańców Rzeczpospolitej stanowili Żydzi, ale i Niemcy. W tym czasie świadomość narodowa dopiero się jednak kształtowała i dotyczyła początkowo tylko wyższych warstw społecznych, czyli szlachty. Elementem tego procesu była polonizacja, objawiająca się m.in. rozpowszechnieniem i dominacją języka i kultury polskiej.
      Zupełnie nową sytuację dla stosunków narodowościowych na ziemiach polskich wytworzyły rozbiory. Pod zaborami Polacy sami znaleźli się w mniejszości i stali się obywatelami drugiej kategorii w Prusach, Rosji i Austrii (później: Austro-Węgrzech). Na terenach poszczególnych zaborów różna była polityka wobec Polaków. O ile na ziemiach podporządkowanych Prusom i Rosji podejmowano dość intensywną germanizację / rusyfikację, to w monarchii austro-węgierskiej od pewnego momentu Polacy mogli liczyć na stosunkowo dużą autonomię, co sprzyjało podtrzymywaniu polskich tradycji narodowych.
      Odrodzona po I wojnie światowej Rzeczpospolita była państwem wielonarodowym, w którym mniejszości stanowiły ponad 30% ludności kraju, a w niektórych regionach wręcz sami Polacy byli mniejszością. W mozaice narodowościowej II Rzeczpospolitej bardzo znaczny był udział Ukraińców i Żydów. Choć obraz stosunków narodowościowych tego okresu był daleki od sielankowego, fakt iż Polska była „wspólnym dachem” dla ludzi różnych narodowości, ubogacał kraj kulturowo, a na obywatelach niejako wymuszał układanie sobie życia obok siebie, mimo odmienności.
     Stosunki narodowościowe w Polsce „przeorał” okres II wojny światowej, powojenne przesiedlenia i migracje. W wyniku ogromnej tragedii narodu żydowskiego, którą był Holocaust oraz bezpośrednio powojennej fali emigracji tych spośród polskich Żydów, którzy wojnę przeżyli, z kilkumilionowej społeczności żydowskiej II RP w PRL pozostał jedynie ślad. Okres wojny i powojnia to także niezabliźnione do końca do dziś rany w stosunkach polsko-ukraińskich: rzeź wołyńska z jednej i akcja „Wisła” z drugiej strony.
     Powojenna Polska, choć mniejszości nadal były w niej obecne, była państwem znacznie bardziej jednolitym narodowościowo od swojej poprzedniczki. Na dodatek polityka rządów komunistycznych wobec mniejszości, choć zmieniała się na przestrzeni lat, dążyła raczej do ich asymilacji, co nie sprzyjało pielęgnowaniu różnych tradycji narodowo-kulturowych. Wobec wybranych grup mniejszościowych stosowano też akcje represyjne – oprócz wspomnianej, antyukraińskiej akcji „Wisła”, trzeba tu przypomnieć zwłaszcza antysemicką nagonkę rozpętaną przez władze w drugiej połowie lat 60., która doprowadziła do kolejnej, znaczącej fali emigracji Żydów z Polski. Organizacje mniejszości, którym w końcu pozwolono działać legalnie – Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne czy Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów – zajmowały się tyleż pielęgnowaniem odrębności kulturowej, co spełniały role „pasów transmisyjnych” władz do środowisk, w których działały.
   Ułożenie wzajemnych stosunków polskiej większości z mniejszościami narodowymi w duchu wzajemnego zrozumienia i współpracy stało się jednym z ważnych tematów, podejmowanych w dyskusjach środowisk opozycyjnych ostatniej dekady PRL. Trzeba wspomnieć tu postać Jacka Kuronia, który miał ogromne zasługi w budowaniu dialogu polsko-ukraińskiego.
        Po 1989 r. Kuroń został pierwszym przewodniczącym sejmowej komisji mniejszości narodowych i grup etnicznych i współtworzył zręby polityki narodowościowej współczesnej, demokratycznej Polski. Zwłaszcza dziś, kiedy w granicach RP znalazło się kilka milionów obywateli Ukrainy (odnotujmy przy tym na marginesie, że Polska już wcześniej była celem znaczącej imigracji zarobkowej dla Ukraińców), uciekających przed wojną, warto wracać do myśli Kuronia, bowiem zawiera ona wciąż aktualne drogowskazy. „Potrzebny jest wysiłek – mówił Kuroń o stosunkach polsko-ukraińskich w wywiadzie udzielonym w 2003 r., na rok przed swoją śmiercią – zrozumienia racji drugiej strony, także, a może nawet przede wszystkim wtedy, gdy ta racja nas oburza. Nie ma innej drogi do porozumienia, a filmy, książki i zwłaszcza szkoła mają w tym dziele pomagać”. Przy innej okazji polityk zwracał z kolei uwagę na potrzebę współdziałania Polaków i Ukraińców na niwie gospodarczej. „Ono dopiero – stwierdził – skutecznie zabije ksenofobię, szowinizmy i nacjonalizmy”. Zastrzegał jednak: „Ale nie dokona się to wszystko, jeżeli nie dokonamy przeorania naszej własnej świadomości, rewizji stereotypów”.
    W kontekście aktualnej sytuacji w Polsce, nakreślonej w analizie, warto moim zdaniem, w odwołaniu do przytoczonych wyżej cytatów, podkreślić zwłaszcza dwie kwestie. Po pierwsze: potrzebę nowoczesnej, wyzbytej stereotypowych „klisz”, kształtującej zrozumienie dla odmienności, edukacji młodego pokolenia. Stosunki etniczne w Polsce zmieniają się na naszych oczach. Dotychczasowy stan, w którym Rzeczpospolita była krajem niemal jednorodnym narodowościowo, oddala się do przeszłości. Nawet w przypadku szybkiego zakończenia wojny w Ukrainie (na co jednak nic nie wskazuje), tylko część obecnych imigrantów powróci do swojej ojczyzny. Zapewne dla wielu Polska nie jest też ostatecznym celem migracji. Nie ulega jednak wątpliwości, że znaczny odsetek przybyłych nad Wisłę po 24 lutego br. Ukraińców pozostanie tu już na stałe i z imigrantów staną się współtworzącą polskie społeczeństwo mniejszością. Wrócimy zatem do stanu (a właściwie – już go osiągnęliśmy, co słychać na ulicach, w sklepach czy restauracjach), w którym obok większości w Polsce żyje nie kilka, czy nawet kilkuset tysięcy, a kilka milionów osób innej narodowości – głównie ukraińskiej. To rzeczywistość w której potrzeba harmonijnego, zgodnego ułożenia relacji między większością a mniejszościami jest sprawą szczególnej wagi. Punktem wyjścia do tego, aby tak się stało, jest właśnie edukacja. Polski system edukacji powinien także w odpowiedni sposób umożliwić naukę i rozwój dzieciom z Ukrainy, które uciekły przed wojną ze swoimi rodzicami (najczęściej matkami). Znaczna część z nich za kilka, kilkanaście lat zasili polski rynek pracy.
     Dochodzimy tu do drugiej ze wspomnianych kwestii. Aczkolwiek może to zabrzmieć brutalnie, powinniśmy zrozumieć, że kilka milionów obywateli Ukrainy, którzy trafili do Polski, może mieć zbawienny wpływ dla naszej gospodarki i polskiego systemu ubezpieczeń społecznych. Średnia długość życia rośnie, spada dzietność, polskie społeczeństwo szybko się starzeje. Prognozy demograficzne już od dłuższego czasu wskazywały, że do 2050 r. liczba osób w wieku poprodukcyjnym, pobierających świadczenia emerytalne, przekroczy liczbę ludzi pracujących, płacących podatki i składki, dzięki którym możliwa jest ciągłość w wypłacaniu emerytur i innych świadczeń. Ukraińcy, którym umożliwi się włączenie do obiegu gospodarczego w Polsce, mogą odwrócić tę przewidywaną, w istocie niebezpieczną dysproporcję. Aby tak było – państwo powinno prowadzić mądrą politykę narodowościową, której celem nie powinna być (jak w czasach „słusznie minionych”) asymilacja – a integracja (rozumiana jako zbliżenie z zachowaniem odrębnej tożsamości) mniejszości w ramach jednego, wielokulturowego społeczeństwa. Jeśli stosunki między Polakami, a Ukraińcami będą ułożone właściwie, oparte na wzajemnym zrozumieniu i współpracy, rzeczona wielokulturowość będzie bogactwem, z którego korzyści będzie mogła czerpać i większość, i mniejszości.

dr Michał Siedziako

Cytaty z wypowiedzi Jacka Kuronia przywołuję za artykułem prof. Andrzeja Friszke, Walczyć o pojednanie. Jacek Kuroń wobec kwestii ukraińskiej [w:] Giedroyc a Ukraina. Ukraińska perspektywa Jerzego Giedroycia i środowiska paryskiej „Kultury”, red. M. Semczyszyn, M. Zajączkowski, Warszawa–Lublin–Szczecin 2014, s. 239–253.

 

autorki tekstu: Dominika Borowska, Nikola Rozworska (studentki MIPIPR, 3 rok, 1st., Ośrodek Analiz INOPiB), komentarza udzielił dr Michał Siedziako